blog images

Bitwa koło Wysp Komandorskich


Rejon w którym rozgrywała się bitwa


W dniu 27 marca 1943 roku doszło do bitwy koło Wysp Komandorskich. Bitwa ta odbyła się między okrętami japońskimi, które eskortowały konwój z zaopatrzeniem na wyspy Attu i Kiska w archipelagu Aleutów, a zespołem amerykańskim.

Okoliczności:

Japończycy w czerwcu 1942 zajęli wyspy Attu i Kiska na Aleutach, w pobliżu Alaski. Głównym celem jaki chcieli przez to osiągnąć było odwrócenie uwagi od planowanego desantu na Midway, zakończonego wielką bitwą morską, w której flota japońska poniosła porażkę. W bitwie tej oprócz utraty czterech lotniskowców, trzonu sił uderzeniowych japońskiej marynarki wojennej, utracili również inicjatywę strategiczną.

Podczas ataku na Aleuty Japończycy planowali opanować Dutch Horbor, główną bazę amerykańską w tym rejonie. Japończycy po zbombardowaniu tej bazy zrezygnowali z tego planu i podczas powrotu zajęli tylko wyspy Attu i Kiska. W ciągu następnych tygodni Amerykanie przy pomocy lotnictwa i marynarki wojennej uniemożliwili znaczniejszą rozbudowę garnizonów japońskich na tych wyspach. Sytuacji Japończyków w tym rejonie nie poprawiła budowa lotniska amerykańskiego na wyspach Andrejanowa i późniejsze zajęcie wyspy Amczitka – położonej niedaleko zajętych przez nich terenów. Na początku 1943 rozpoczęli oni silne bombardowania zajętych przez Japończyków wysp z powietrza i morza. W ostrzale z morza uczestniczyły krążowniki Indianapolis i Richmond wraz z czterema niszczycielami. Po tej akcji krążownik Indianapolis i dwa niszczyciele napotkały japoński transportowiec przewożący amunicję - Akagane Maru, Amerykanie najpierw go podpalili, a później zatopili. Amerykanie zaczęli systematycznie patrolować wody w pobliżu wysp Attu i Kiska, w celu odcięcia wojsk japońskich od dostaw.

W tym właśnie momencie Japończycy postanowili wesprzeć siły na zajętych wyspach wojskiem i zaopatrzeniem. Pierwszemu konwojowi udało się przedostać na wyspę Attu. Admirał Boshiro Hosogaya postanowił, że następny popłynie już w silnej osłonie. Po zatopieniu Akagane Maru Japończycy wiedzieli już, że niedaleko wysp znajduje się zespół okrętów przeciwnika. Akcja Hosogayi miała dwa cele. Pierwszy to transport zaopatrzenia i wojska na Attu i Kiskę, a drugi zaś to zastawienie pułapki na zespół amerykański i zniszczenie go. W tym czasie zespół okrętów amerykańskich pod dowództwem kontradmirała McMorissa patrolował wody w pobliżu wyspy Attu. Jego zadaniem było odcięcie japońskiego garnizonu od posiłków i wsparcia z Wysp Japońskich i Kuryli.


Przed bitwą:

Jednostki japońskie wyszły z bazy Paramushiru. Statki transportowe z okrętami eskorty miały się połączyć w jeden zespół niedaleko Wysp Komandorskich. Na miejsce spotkania nie przybył niszczyciel Usugumo eskortujący transportowiec. Jednostki te nie dołączyły później do bitwy.


Siły przeciwników

Japończycy:

2 ciężkie krążowniki (Nachi - flagowy i Maya) -

2 lekkie krążowniki (Tama i Abukuma)

4 niszczyciele (Wakaba, Hatshushimo, Ikazuchi i Inazuma)

2 krążowniki pomocnicze

3 transportowce z posiłkami i zaopatrzeniem dla wyspy


Siła ognia: 20 dział 200mm, 14 dział 140mm, 38 dział 127mm, 84 wyrzutnie torped 610mm


Krążowniki ciężkie

Nachi

Maya

Krążowniki lekkie

Abukuma

Tama


Niszczyciele

Wakaba

Hatsushimo

Ikazuchi

Inazuma

Amerykanie:

1 ciężki krążownik (Salt Lake City)

1 lekki krążownik (Richmond - flagowy)

4 niszczyciele (Coghlan, Bailey, Dale i Monaghan)

Siła ognia: 10 dział 203mm, 10 dział 152mm, 24 działa 127mm, 32 wyrzutnie torped 533mm

Salt Lake City

Richmond

Coghlan

Bailey

Dale

Monoghan


Dowódcy:

Admirał Charles H. McMorris

Admirał Boshiro Hosogaya

27 marca 1943 rankiem na pokładzie krążownika Nachi dostrzeżono maszty okrętów. Początkowo sądzono, że to spóźnione okręty, niszczyciel Usugumo i transportowiec. Jednak po wykonaniu zwrotu okazało się, że był to zespół amerykański. Amerykanie dostrzegli nieprzyjaciela na ekranie radaru o 7.30. Najpierw trzy, a po krótkim czasie już pięć. W tym czasie dowódca zespołu wydał rozkaz przejścia do szyku bojowego.

Szyk okrętów amerykańskich podczas wykrycia zespołu japońskiego (godzina 7:30)

Dopiero gdy wstał świt, na okrętach amerykańskich uświadomiono sobie jak potężny jest zespół japoński. Określono w tym czasie odległość na nieco ponad 19 kilometrów. Zauważono również, że przeciwnik odesłał jednostki transportowe. Dowódca amerykański admirał Charles H. McMorris liczył na rozdzielenie japońskiego zespołu, wydzielenie sił eskorty dla transportowców i tym samym osłabienie głównych sił. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Hosogaya trzymał swoje główne siły razem, mało tego, dokonując zwrotu zaczął szybko zbliżać się do sił amerykańskich. Na czele jeszcze nie rozwiniętego szyku bojowego Amerykanów szły dwa niszczyciele, za nimi krążownik Richmond, jeszcze dalej w większej odległości szedł krążownik Salt Lake City, szyk zamykały dwa niszczyciele.

Sytuacja w chwili otwarcia ognia

Już o 8.40 Japończycy otworzyli ogień do Richmonda z ponad 18km. Przy wystrzale z dział krążownika Nachi uszkodzone zostały jednak jego własne wodnosamoloty rozpoznawcze. Dodatkowo nastąpiła na nim awaria i do wież przestał płynąć prąd zasilający mechanizmy podniesienia dział. Dopiero po pół godziny usunięto tą awarię. Maya z kolei wykonał bezskuteczny atak torpedowy z dużej odległości. W tym czasie przystąpił do walki krążownik Salt Lake City. Nachi został trafiony dwoma pociskami 203mm w tył pomostu bojowego. Zginęło kilka osób, ale pożar który wybuchł został szybko ugaszony. Amerykanie spostrzegli, że okręty japońskie szybko skracają dystans. Zwiększyli więc prędkość do 25 węzłów i zmienili kurs. W tym czasie po zwrocie, krążowniki amerykańskie zaczęły strzelać z wież rufowych. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Zespół amerykański podążał w kierunku baz japońskich na Kurylach. Salt Lake City dzięki doskonałemu wyczuciu dowódcy skutecznie manewrował, wyprzedzając poprawki wprowadzane przez artylerzystów japońskich. Miało to jeden minus. Salt Lake City zostawało coraz bardziej z tyłu za Richomndem.

Okręty sunęły już z prędkością 30 węzłów. Po wyjściu z zasięgu dział japońskich Richmonda cała siła ognia została skierowana na Salt Lake City. Dzięki wystrzelonym samolotom obserwacyjnym Japończycy zaczęli się wstrzeliwać. Salt Lake City mimo to zaliczył już trzecie trafienie na Nachi, tym razem trafiając w pomieszczenia wyrzutni torped równocześnie go podpalając. Dopiero o godzinie 9.10 amerykański krążownik ciężki otrzymał pierwszy cios. Pocisk przebił burtę pod linią wodną, uszkodził zbiornik paliwa i wybuchł na przegrodzie w maszynowni. Wyciek paliwa i wody po dłuższym czasie został zatrzymany. Na razie zagrożenie zostało odsunięte. W tym też czasie zestrzelono jeden z japońskich wodnosamolotów obserwacyjnych. Okazało się, że zespół japoński podzielił się na dwie grupy i zaczął oskrzydlać Amerykanów. Dowódca amerykańskiego zespołu po wiadomości wysłanej do przełożonych otrzymał informację, że bombowce wspomogą zespół o 14.30, w tym czasie mijała dopiero 9.40... Przez jakiś czas płonący Nachi zwolnił, Maya pozostał razem z nim, dało to chwilę wytchnienia. Okręty amerykańskie wykonały zwroty. Manewry miały na celu wprowadzenie do użycia całej artylerii okrętu. Dużą część czasu Salt Lake City strzelało tylko połową swej artylerii. Z wież dziobowych bądź po zwrocie z rufowych.

W tym czasie krążowniki japońskie ponownie przyspieszyły, mimo pożaru na jednym z nich. O 10.02 po wstrząsach wywołanych własnymi salwami na Salt Lake City nastąpiła awaria steru. Okręt mógł wykonywać jedynie 10 stopniowe zwroty i to wyłącznie z rufowego stanowiska sterowego. Po kolejnym trafieniu w Salt Lake City, o godzinie 10.12 postanowiono o postawieniu zasłony dymnej. Poza samym krążownikiem dokonały tego niszczyciele Bailey i Coghlan. Salt Lake City osłonięty dymem szedł dalej, mimo to cały czas był ostrzeliwany przez krążowniki wroga. Ich ogień był korygowany przez samolot obserwacyjny. Po pewnym czasie pozostałe niszczyciele amerykańskie również dołączyły do stawiania zasłony dymnej. Okręty wykonały w tym czasie dwa zwroty, samolot obserwacyjny został odpędzony ogniem niszczycieli. Zespół płynął ponownie z prędkością 28 węzłów, w tym momencie japoński lekki krążownik zaczął wychodzić po drugiej stronie zasłony dymnej. Była godzina 10.40 w kierunku flankującego krążownika udał się niszczyciel Bailey, ostrzeliwując go, do niego dołączył krążownik Richmond, a później też Salt Lake City. Krążownik japoński zwolnił i odszedł na dystans około 18000m. W tym momencie niszczyciele przerwały ogień jednocześnie cały czas ustawiając zasłonę dymną. O 10.59 pocisk 200mm trafił Salt Lake City w katapultę, spowodował jej zniszczenie i uszkodzenie samolotu rozpoznawczego, który został wyrzucony za burtę. Dowódca zespołu dostrzegł ponownie niebezpieczną sytuację, okręty były coraz bliżej japońskiej bazy na Kurylach - bazy Paramushiru. Oceniając pozycję eskadry zdano sobie sprawę, że niedługo znajdą się w zasięgu japońskiego lotnictwa. Podjęto decyzję o oderwaniu się od przeciwnika, najpierw kierując się na południe, a później, jeśli będzie to możliwe na wschód w kierunku własnych baz. Zmieniono kurs, zwiększono prędkość do 30 węzłów. Dzięki temu, że okręty znajdowały się częściowo w zasłonie dymnej Japończycy początkowo nie zauważyli tego manewru. Wkrótce po nim w Salt Lake City trafił następny pocisk. Mimo, że nie zrobił większych szkód to spowodował, że przecieki po poprzednim trafieniu w kadłub odnowiły się. Do wnętrza zaczęła ponownie przedostawać się woda morska zmieszana z ropą. Uszkodzenie na tą chwilę nie poskutkowało zmniejszeniem prędkości. Mało tego okręt utrzymywał cały czas założone na tą chwilę 30 węzłów. W tym czasie niszczyciel Dale ponownie zaangażował się w walkę z lekkim krążownikiem japońskim. Natomiast drugi japoński lekki krążownik i trzy niszczyciele próbowały zająć pozycję do strzelenia salwy torpedowej. Okręty nie zdołały jednak wyjść na pozycję. O 11.25 uchodzące okręty amerykańskie otrzymały kolejny cios. Na Salt Lake City podczas wycieku doszło do zalania palenisk. To spowodowało zmniejszenie prędkości okrętu do 20 węzłów. By naprawić problem trzeba było wygasić kotłownie, aby uniknąć ognia nieprzyjaciela Salt Lake City w tym czasie ostro skręcił. Po wypompowaniu wody z ropą po kolei uruchamiano silniki.

O 11.32 zaczęto rozważać atak torpedowy niszczycieli na zbliżające się okręty japońskie. Do ataku miały pójść trzy niszczyciele, Dale miał zostać przy Salt Lake City. Monoghan nie słysząc potwierdzenia otrzymania rozkazu również został przy unieruchomionym krążowniku w celu asysty i ustawienia zasłony dymnej. Po uruchomieniu silników na amerykańskim krążowniku i osiągnięciu 26 węzłów atak niszczycieli odwołano. Miały one nadal stawiać zasłonę dymną. O godzinie 11.40 okazało się, że amunicji do dział 203mm w będących w akcji wieżach rufowych zaczyna brakować. W tym momencie pociski zaczęto ręcznie wynosić na pokład po pokładzie za pomocą wózków przewożono je do wież na rufę. Ładunki miotające natomiast po otwarciu wszystkich pomieszczeń prowadzących z jednych komór amunicyjnych do drugich podawano z rąk do rąk ręcznie. Łamiąc w zasadzie wszystkie zasady bezpieczeństwa w imię podtrzymania prowadzonego ognia. Brak pocisków przeciwpancernych, które podczas wybuchu dawały kolorowy dym spowodował, że okręt zaczął strzelać bezbarwną amunicją odłamkowo-burzącą. Japończycy w momencie gdy zaczęły się wokół nich rozrywać pociski z bezbarwnym dymem, doszli do wniosku, że zostali zaatakowani przez samoloty bombowe i otworzyli ogień przeciwlotniczy. Salt Lake City w tym czasie zaczął tracić moc. Po kolei gasły paleniska pod kotłami. Powodem była woda morska, która po przebiciu pociskami zbiorników z paliwem, zmieszała się z nim. Okręt się zatrzymywał. W ciągu następnych minut Salt Lake City został dwa razy trafiony przez pociski 200mm. O 11.55 całkowicie wytracił prędkość. Richmond i Dale zostały przy unieruchomionym ciężkim krążowniku ustawiając zasłonę dymną, podczas gdy pozostałe niszczyciele ruszyły do ataku torpedowego. Ich celem było „dwóch dużych chłopców” - jak powiedział dowódca zespołu - mowa była o japońskich ciężkich krążownikach. Trzy niszczyciele skończyły stawiać zasłonę dymną i z prędkością 31 węzłów ruszyły do ataku torpedowego.

Sytuacja przed atakiem torpedowym niszczycieli amerykańskich

Japończycy szybko przenieśli swój ogień na nie. Te trzy okręty niczym duchy ruszyły na wprost na wroga dokonując przed nimi zwrotu do strzelenia torped, cały czas prowadząc intensywny ogień z dziobowych dział. Po kolei strzelały do dwóch ciężkich krążowników i później jednego lekkiego. Strzelając co trzy sekundy w coraz bliższe cele niszczyciele osiągnęły szereg trafień.

Atak torpedowy na okręty japońskie

Pierwszy w szyku Bailey postawił zasłonę dymną drugi, Coghlan, skorzystał z jego dymu, również stawiając zasłonę, w tym wypadku Monaghan idący na końcu szyku był najbardziej osłonięty. Japończycy strzelali coraz celniej. Pociski 200mm trafiły Baileya o 12.03. Dowódca okrętu minutę później wystrzelił torpedy. Chwilę po tym okręt został trafiony następnymi dwoma pociskami 200mm. Sytuacja na okręcie była ciężka. Okręt miał uszkodzoną maszynownię, tracił moc. Na następnym w szyku niszczycielu zniszczone zostały radary. Z trzech niszczycieli tylko Bailey wystrzelił torpedy. Przyczyna była zaskakująca. Okręty japońskie zrobiły zwrot i zaczęły odchodzić w kierunku swoich baz. Salt Lake City po czterech minutach od zastopowania odzyskiwał moc. Prędkość okrętu wzrosła do 23 a później do 30 węzłów. Okręty amerykańskie prowadziły jeszcze ogień do 12.12 za uchodzącym wrogiem. Amerykanie rozpoczęli powrót do baz. Najgorsza sytuacja była na niszczycielu Bailey, który miał problemy z maszynownią. Ostatecznie do jego osłony przydzielono niszczyciel Coghlan. Po jakimś czasie dryfującego Baileya udało się uruchomić i z prędkością 15 węzłów szedł w osłonie. Reszta zespołu również wracała z tą samą prędkością, aby w razie potrzeby udzielić wsparcia.

Niespodziewana według Amerykanów decyzja Japończyków o odejściu była wbrew pozorom łatwa do wytłumaczenia. Na okrętach japońskich zaczęło brakować paliwa i amunicji, Hosogoya nie wiedział że Salt Lake City stanął w dymie bez mocy z wygaszonymi kotłami, nie bez znaczenia była myśl o wyimaginowanym nalocie bombowym. Dodatkowo szarża niszczycieli dodała efektu psychologicznego.


Podsumowanie:

Bitwa trwała trzy i pół godziny. Straty w ludziach nie były duże. Zginęło 7 osób na okrętach amerykańskich. Na krążowniku Nachi natomiast zginęło 15 osób. Pojedynek artyleryjski odbywał się na dużych odległościach. Była to bitwa „w starym stylu” - jak nazwał ją admirał King, bez lotnictwa pokładowego. Amerykanie mimo że nie zniszczyli transportowców wroga to nie pozwolili również na ich dotarcie do japońskich garnizonów na Attu i Kiska. Zespół amerykański dwa razy słabszy od japońskiego zablokował dostarczenie posiłków. W wykonaniu Japończyków była to ostatnia akcja pomocowa skierowana w tym kierunku. W Japonii zostało ogłoszone wielkie zwycięstwo nad Amerykanami. Wkrótce po tym admirał Hosogaya został zdymisjonowany. Krótko po bitwie doszło do desantu na Attu i później na Kiskę. Przy braku wsparcia japońskie siły na wyspie Attu po zaciętej walce przegrały, natomiast na Kisce Japończycy zdołali ewakuować cały garnizon, mimo to podczas desantu i po nim doszło do wzajemnego ostrzału alianckich jednostek jednostek, na wyspie lądowały poza jednostkami amerykańskimi jednostki kanadyjskie. Warunki jakie panowały w tym niedostępnym rejonie były bardzo ciężkie. Często tereny osnute były gęstą mgłą. To powodowało problemy zarówno w ostrzale artyleryjskim wysp przez okręty (kilka akcji zostało odwołanych ponieważ nie widać było ani celów ani tym bardziej efektów ostrzału).

W bitwie tej Japończycy nie wykorzystali wielkiej przewagi, którą posiadali w okrętach i uzbrojeniu. Dla Amerykanów dziwne było niewykorzystanie potencjału niszczycieli japońskich, które poza artylerią 127mm posiadały wyrzutnie torped 610mm, potężnych „długich lanc”. Być może na okrętach tych również byli zaokrętowani żołnierze przewożeni na Attu i Kiskę i nie chcąc narażać ich życia nie skorzystano z ich potencjału. Natomiast w przeciwieństwie do nich niszczyciele amerykańskie zanotowały kolejną chwalebną kartę w historii. Właściwie one uratowały od niechybnej porażki siły amerykańskie. Z jednej strony stawiając dym, z drugiej idąc w zasadzie do samobójczej szarży na przytłaczające liczebnie siły wroga.

Monaghan i Dale ustawiają zasłonę dymną podczas ćwiczeń, luty 1939.

Wizja artystyczna bitwy koło Wysp Komandorskich

Salt Lake City podczas bitwy koło Wysp Komandorskich

Salt Lake City, prędkość 0, niszczyciel Dale kładzie zasłonę dymną, ratując krążownik przed zniszczeniem

Stawianie zasłony dymnej na ćwiczeniach na Pacyfiku 1936

Krążownik Salt Lake City po bitwie, w porcie Dutch Harbor

Kwiecień 1943, na zdjęciu zaznaczone miejsca w które trafiły pociski japońskie

Salt Lake City z uszkodzeniami po bitwie

Bailey po bitwie, zaznaczono miejsca po trafieniach pocisków japońskich

Nachi

Maya



http://www.navsource.org/

http://ibiblio.org/hyperwar/USN/Aleutians/USN-CN-Aleutians-9.html

Zbigniew Flisowski, Burza nad Pacyfikiem tom 2, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań, 1989

Zbigniew Flisowski, Przez środek Pacyfiku, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań, 1984

https://zh.wikipedia.org

https://www.history.navy.mil



Zapraszam na funpage Druvika: https://www.facebook.com/DruvikYT


Komentarze

  • Hippolit Kwas

    Ciekawe.

Dodaj komentarz

Twój nick

Treść komentarza