blog images

Polskie krążowniki w WoWs

Autor tekstu: Radeckij


WSTĘP


O czym będzie? O polskich krążownikach – tych które były, tych które mogły być, tych które miały być, i tych, o których mogliśmy tylko pomarzyć. Nie w formie zestawienia szkiców i list uzbrojenia. Nie w formie opowieści z World of Warships, czyli suchego "taki tier, bo to i to". Będzie gawędziarsko, bo inaczej być nie może – konkretów w przypadku polskich krążowników jest mało, trzeba się wspomagać narracją i wyobraźnią. Ale temat wart jest, moim zdaniem, poruszenia. Po pierwsze dlatego, że to jest jakiś kawałek naszej morskiej historii. Po drugie – dlatego, że producent gry już nieraz pokazał, że potrafi z garstki informacji doładowanych wiedzą i fantazją stworzyć konkret, czyli linię okrętów. Po trzecie – samo zebranie wszystkich poniższych informacji w jednym miejscu jest już jakimś osiągnięciem.


SNY O KRĄŻOWNIKACH, część 1


Tier 2, czyli brytyjskie melodie


Pierwsze polskie przymiarki do krążowników były nierozłącznie związane z Wielką Brytanią. W maju 1919 roku władze polskie wystosowały memoriał do Rady Najwyższej Państw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych, domagając się naszego udziału w podziale flot zaborczych – w końcu, argumentowaliśmy, te okręty były budowane za podatki wyciśnięte z Polaków, obecnych obywateli II RP. Należą nam się więc jakieś austro-węgierskie i niemieckie okręty, prawda? Polska delegacja liczyła na pozyskanie tą drogą jednego lub dwóch krążowników, kilku kontrtorpedowców i odpowiedniej liczby mniejszych jednostek. Nic z tego nie wyszło, głównie ze względu na negatywną postawę Brytyjczyków, którzy traktowali Polskę jako sojusznika Francji, a więc swojego potencjalnego, przyszłego przeciwnika. Musieliśmy się zadowolić sześcioma pozbawionymi uzbrojenia, zdezelowanymi torpedowcami – ilością zupełnie nieadekwatną do naszych oczekiwań. Mimo interwencji dyplomatycznych, ta decyzja nie uległa zmianie – 6 trupków miało stać się zarzewiem polskiej marynarki wojennej. Gdyby negocjacje potoczyły się nieco inaczej, może któryś z tych krążowników stałby się pierwszym okrętem flagowym naszej floty?


Austro-węgierski Admiral Spaun (3500 ton, 27 węzłów, 7 dział 100mm, 4 wyrzutnie torped 450mm) – przekazany w 1920 roku Brytyjczykom i złomowany


Colmar, czyli ex-niemiecki Kolberg (4300 ton, 25 węzłów, 6 dział 150mm, 2 wyrzutnie torped 500mm) – przejęty przez Francję, służył do 1927 roku


Nasi decydenci trochę niewłaściwe zinterpretowali niechęć Brytyjczyków, i nasz kolejny plan rozwoju floty, z września 1919 roku, zakładał bezpośredni zakup okrętów od Royal Navy. Planowaliśmy m. in. zakup jednego krążownika o wyporności 3000 ton, czterech kontrtorpedowców po 800 ton i dwóch okrętów podwodnych (200 i 500 ton). Już same wyporności planowanych jednostek wskazują, że nie marzyliśmy nawet o nowych okrętach, tylko celowaliśmy w steranych wojną weteranów. To było nawet logiczne, takich jednostek Royal Navy miała nadmiar, więc i tak poszłyby na złom. Ale spotkaliśmy się z dosyć stanowczą odmową.


Scout cruiser ostatniej serii, HMS Active z 1911 roku (3400 ton, 25 węzłów, 8 dział 102mm, 2wyrzutnie torped 450mm). W latach 1920-1923 Brytyjczycy złomowali 15 z 16 swoich scout cruiserów


Pragnąca sensownej floty Polska była w decyzyjnym potrzasku – Brytyjczycy nie chcieli sprzedać nam używanych okrętów, a nikt inny nie miał potrzebnych nam jednostek na sprzedaż: francuska flota przedstawiała wówczas obraz nędzy i rozpaczy, garść zdobytych okrętów poniemieckich i poaustriackich była potężnym wzmocnieniem (ostatni z pięciu przejętych krążowników, Strasbourg, wycofano ze służby w 1936 roku!). Włochy, rywalizujące z mocniejszą gospodarczo Francją, ściubiły każdy okręt, który mógł się przydać w konflikcie z niedawnym sojusznikiem. Innych źródeł używanych krążowników nie było, na nowe nie było nas stać. Co robić?


Uznaliśmy, że kropla drąży skałę, i skupiliśmy się na wierceniu Brytyjczykom dziury w brzuchu. "Dajcie, pożyczcie, sprzedajcie, ej!". I wreszcie, w maju 1920 roku, UDAŁO SIĘ! Brytyjska admiralicja zgodziła się sprzedać nam okręty. Tu już nie było mowy o podziale trofiejnych okrętów, mieliśmy zapłacić żywą gotówką, więc wybór był zdecydowanie większy, krążownik ujęty w liście zakupów też był większy – około 5000 ton. Zastanawiacie się, jakie brytyjskie krążowniki miały w tym czasie około 5000 ton wyporności? No cóż, wybór nie jest szeroki, a nasze sugestie skupiały się wokół krążowników, który prowadziły w 1919 roku działania na Bałtyku – HMS Danae, Dauntless i Dragon.


HMS Dragon w 1922 roku (4800 ton, 29 węzłów, 6x152mm, 12 wyrzutni torped 533mm). Nie udało się w roku 1920, ale jak mawia stare przysłowie, "co się odwlecze, to nie uciecze"...


Już słyszę głosy oburzenia - ale jak to? Taki fajny okręt na 2 tierze? No dobra, macie rację, omówimy go dalej, tutaj dodam tylko, że zanim nasz rząd uzbierał lub pożyczył pieniądze na okręty, to udało nam się pobić bolszewików w bitwie warszawskiej – piękny sukces militarny, którego ubocznym skutkiem była decyzja brytyjskiego Foreign Office o zablokowaniu transakcji zakupu okrętów – Polska nie mogła być za silna. We wrześniu 1920 roku Admiralicja oficjalnie wycofała się z pomysłu sprzedania nam okrętów, co zresztą było nam nieco na rękę – wojna na wschodzie miała się ku końcowi, nadchodził pokój ze swoimi odwiecznymi problemami – największym miał być, jak zawsze, brak pieniędzy.


To właśnie brak pieniędzy sprawił, że kolejną przymiarkę do krążownika poczyniliśmy dopiero w 1924 roku, i była to przymiarka bardzo pragmatyczna. Nie mieliśmy szans na zakup krążownika pierwszej jakości – już nawet nie wspominam o "funkiel nówce nieśmiganej", nawet na używkę, co to "Angol płakał jak sprzedawał", szans nie było. Po długich przymiarkach zdecydowaliśmy się więc na "krążownik propagandowy". Z nazwy miał to być krążownik, ale cokolwiek stary, nawet nie drugiego, a trzeciego sortu. Pełniący rolę reprezentacyjną, więc mogliśmy się chwalić, że "mamy krążownik!", ale w praktyce miał być to okręt pozbawiony zdolności bojowych, ze zdemontowanym napędem i uzbrojeniem. W ten sposób, nasza marynarka weszła w posiadanie krążownika D'Entrecasteux.


D'Entrecasteux (8000 ton, 19 węzłów, 2x240mm, 12x139mm, 6 wyrzutni torped 450mm) w czasach świetności...


Nowy nabytek został ozdobiony przez Francuzów nazwą, którą dlań przewidywaliśmy. Słabo wyszło, bo w ostatniej chwili zmieniliśmy nazwę na ORP Bałtyk, i wielkie mosiężne litery układające się w napis "KRAL WLADYSLAW IV" niezbyt pasowały. Tak czy inaczej, pozyskaliśmy nasz pierwszy "krążownik" – mimo że rozbrojony i zamieniony w pływającą szkołę, imponował zwalistą sylwetką i potężnym taranem dziobowym. Nie obyło się bez interwencji Brytyjczyków, którzy urządzili dyplomatyczną karczemną awanturę o sprzedanie Polsce krążownika bez sojuszniczej zgody (do której uzyskania Francuzi byli zobowiązani) – w ten sposób, do ostatniego omawianego dzisiaj okrętu, Brytyjczycy też dołożyli swój akcent.


... i w polskiej służbie, jako ORP Bałtyk


Ciąg dalszy nastąpi...

Komentarze

  • wib_wojtek

    Gdyby ktoś kiedyś chciał zobaczyć kotwicę dziobową z ORP "Bałtyk" - taką jak na zdjęciu - to zapraszam do Warszawy, do bosmanatu Portu Czerniakowskiego - ul. Solec 8. Stoi tam sobie dumnie, chociaż to nie bosmanat jest jej właścicielem.

  • Timber

    Ten dziób to nie jest taran tak btw

  • Vlodek_pl

    ORP Bałtyk żartobliwie nazywany był przez marynarzy "okrętem na gównie". Stał zacumowany latami a kingstony działały... :)

Dodaj komentarz

Twój nick

Treść komentarza